wtorek, 18 marca 2014

Jak z optymistki stałam się "feminazistą"- notka gościnna.


 Dziś będzie notka gościnna, mojej zacnej przyjaciółki, oburzonej reakcją fandomu na ostatnie wydarzenia. Prosiła, by podpisać ją "Chomik".  Zapraszam do czytania tego, co ona ma do powiedzenia.



Na wstępie napiszę: nie jestem bloggerką. O spocie Pyrkonowym napisano już chyba wszystko, z każdej perspektywy i o każdej sekundzie; tego tematu poruszać nie będę. Ale nie mogę dłużej milczeć na temat tego, co owy spot wywołał.

Jak z optymistki stałam się feminazistką


Dla mnie początek dyskusji fandomowej zaczął się pod oświadczeniem Mad-Artisans. Oświadczeniem wyważonym, kulturalnym, nie obrażającym nikogo. Pod postem zaczęły pojawiać się komentarze równie poruszonych członków i członkiń fandomu. Komentarze w większości spokojne i rzeczowe. Na różnych grupach, pod różnymi linkami, widziałam spokojne argumentowanie czemu spot wywołał oburzenie i co z nim jest nie tak. Wtedy optymistycznie pomyślałam: „ojej! Przyszła fala zmian. Być może uda się zachować poziom!”, niestety bardzo szybko pojawiły się oskarżenia o brak poczucia humoru, brak dystansu, „feminazizm” i „waginofanatyzm”. Na osi czasu kolegi przeczytałam, że każda kobieta, która uważa, że spot jest szkodliwy musi być grubym bazylem, z bólem dupy z zazdrości.
(Komentarz z osi czasu innego znajomego, autorstwa (o zgrozo!) kobiety: „MI tam się spot też podoba i jakoś nie uderza, pewnie te wszystkie feministki i inne ludki co tak hejtują zazdroszczą dziewczynie tak świetnego ciała bo mają na dupsku cellulit od siedzenia przed kompem i pisania tych durnych blogów.”)
Przy takiej ścianie i poziomie wypowiedzi nie pozostaje mi nic innego jak załamać ręce w geście rozpaczy. A chwilę później zakasać rękawy i spłodzić własny wpis, bo czemu nie.

(Nie)poprawność polityczna i kość nie-zgody


Nie jestem zwolenniczką poprawności politycznej. Nie mogłabym być, nie w moim środowisku pracy, bo chłopaki szybko doprowadziliby mnie do białej gorączki. A, słowem wyjaśnienia: żyję sobie swoim nerd dreamem – testuję gry video, zarówno dedykowane sprzętowo, jak i cross-platform. W firmie testerek jest mniej niż 10% i na co dzień spotykam się z dowcipami o kuchni. Ale! Dowcipy zaczęły latać wtedy, kiedy dobrze się poznaliśmy z teamem i chłopaki zauważyli, że mogą tak ze mną pożartować, bo zawsze ich zripostuję i mamy z tego fun. Wszystko ma swoje miejsce, czas i odbiorców. Bardzo popularnym argumentem zaciekłych obrońców spotu jest to, że na plaży kobieta pokazuje więcej niż w nieszczęsnym klipie. Tak, owszem. Ale to kwestia „consent” – zgody, przyzwolenia. Bikini jest strojem na plażę; podglądanie kobiety w bieliźnie, nawet bardziej zabudowanej niż bikini nie jest już ok, bo nie ma owej zgody. Co to ma wspólnego z (nie)poprawnością polityczną, moją pracą i tym, czemu mimo tak dużej ilości mężczyzn i tekstów na poziomie podłogi nie czuję się tam dyskryminowana? Kiedy żartujemy i przeginamy, a wszyscy uczestnicy dają przyzwolenie – nikogo tym nie krzywdzimy, a chyba właśnie o to chodzi. Gdy ktoś się zapędzi, to w trosce o dobrą atmosferę przeprasza i stara się pamiętać o tym, by błędu nie powtórzyć. W przypadku spotu nawet grzeczne zwrócenie uwagi skończyło się radą by „zaaplikować sobie maść na ból dupy”. Oh well, i nerd nerdowi wilkiem.

O co cały krzyk


Powiedzmy to głośno i wyraźnie: nie przeszkadza nam nagość. Nie przeszkadzają nam larpowe role z podtekstem. Nie przeszkadza nam erotyka. Ale we właściwym miejscu i czasie. Przy zgodzie uczestników. Zgoda modelki z klipu to jedno, ja i mi podobni mamy prawo nie dać zgody by traktowano nas jak idiotów, pieniaczy, histeryczek i onanistów. Mamy prawo do szacunku. 

Niech się wstydzi, ten kto widzi albo „bół dupy taki wielki”


Gdy stwierdziłam, że czuję wewnętrzną potrzebę dorzucenia swoich trzech groszy do dyskusji, w tym i po to, żeby pokazać znajomym, że ich wspieram, zaczęłam dostawać nieprzyjemne wiadomości. Dowiedziałam się, że narzucam cenzurę, że zaraz zacznę zakładać kobietom burki, że jak mi się nie podoba, to po co oglądam. Że zawsze mogę wyłączyć. Że moje „nie” jest bezsensownym krzykiem i w ogóle to po co wprowadzam złą atmosferę. Nic nie budzi we mnie takiej wściekłości, jak zamykanie mi ust na siłę i wmawianie intencji, czy przez obcych, czy przez znajomych. Każda krytyka, nawet (a może tym bardziej) taka konstruktywna i wyważona, zostaje koniec końców podsumowana jako „ból dupy”, każde „nie” zostaje skwitowane jako „bicie piany feministki”, a tłumaczenie czemu prymitywne używanie nagości jako środka reklamowego jest prymitywne powoduje stwierdzenie, że wszystkie jesteśmy brzydkie i zazdrosne. O losie.

Fandom nie jest seksistowski


Smutne jest to, że przy wszystkich tych „brzydkich feministkach*”, którymi obrywam na prawo i lewo, słyszę ciągle (również od kobiet), że fandom nie jest i nigdy nie był seksistowski. Nie, to, że odbiera mi się prawo do wyrażenia opinii i odżegnuje się mnie od czci i wiary wcale nie jest seksistowskie. Reklamowanie renomowanej imprezy nagim ciałem nie jest seksistowskie. Komentarze „kij z kostkami, chcę laskę do biletu” nie są seksistowskie. Znajoma pouczyła mnie, że mimo iż spot jest jaki jest, to zwracanie uwagi mija się z celem, bo prymitywy mają swoje prawa. A gdzie MOJE, NASZE prawa? Feministki tak bardzo za Kaukaz. Taki jad. Tak bardzo wszyscy ulegliśmy waginofanatycznej poprawnościowo-politycznej manipulacji. Wow.

CHOMIK

(*Najbardziej bawi to chyba mojego męża – feminazistka gotuje mu obiadki i jeszcze ciepłe zawozi do pracy. Cóż za ironia!)

niedziela, 16 marca 2014

Czemu nie jadę na Pyrkon


Dziś będzie krótko. 

Pyrkon wystawił niedawno filmik reklamowy. Nie będę linkowac do badziewia, sama myśl o nabijaniu oglądalności tej reklamówki wywołuje u mnie wyrzuty sumienia i delikatne drgawki. Nie mam zamiaru chodzić po tej ziemi ze świadomością że przyczynię się do rozpowszechniania miernoty. Kto chce, ten znajdzie.


W czym problem? Filmik jest kilkuminutową produkcją z rodzaju soft porn: młoda kobieta rozbiera się, rozrzucając ubrania po mieszkaniu, zostawiając prowokacyjnie i zapraszająco stanik przed wejściem do łazienki, a następnie wchodzi nago do wanny i tarza się w plastikowych kostkach. No, zmysłowo sie ociera nagim ciałem o wannę pełną kostek. Wyciemnienie, loga sposorów i konwentu. Koniec.

A teraz pytanie: co to ma wspólnego z  graniem? Z graczkami? Z fankami innych nerdzich rozrywek? Z samym konwentem, który jest generalnie imprezą kulturalną? Z tego co wiem, nie zostaje się graczką od pocierania sie kostkami, nawet jak sie ich zbierze kilkadziesiąt kilo, tak akurat żeby napełnić wannę. Ja na przykład musiałam poznać kilka tytułów gier, nauczyć się czym są podstawowe typy mechaniki i wciąż, nieustająco szukać nowych osób do wspólnej gry.
Ten filmik, poza gwarantowaną nominacją do chamleta, zapewnił niższe wpływy z biletów na Pyrkon, przedstawiając kobietę w kontekście nadchodzącego konwentu jako ozdobę, ładne ciało. Nie prelegentkę, uczestniczkę, cosplayerkę, graczkę, czytelniczkę komiksów czy fankę fantastyki- ciało. Do tego gołe ciało.
Słyszałam juz wiele deklaracji że to odstręcza od przyjazdu i w związku z tym dane osoby nie jadą.

  Ja chciałam pojechać jako graczka i tylko graczka. Własny negliż i związane z tym konteksty zostawić na prywatne okazje i raczej dla siebie. Pomysł jechania na konwent, gdzie nawet dla orgów jestem tylko parą cycków do zabawania swym widokiem innch zupełnie mnie odrzuca. Tak przedstawili kobiecych uczestników na materiale promocyjnym w końcu.  No, plus ściagnięte majtki. Materiały skierowane do uczestniczek? Nie tam, po co.

 W takiej atmosferze na pewno nieprzyjemnie i problematycznie byłoby zgłaszać jakiekolwiek niedogodności- na przykład namolnego stalkera nie dającego spokoju, zboczonego macacza wyskakującego z łapami. Czy zgoła zgłosić molestowanie. Sorry, dla mnie ta reklamówka to ostrzeżenie z góry:  kobieto, to nie miejsce dla ciebie. Nie mówię że ludzie na konwentach to dziki plebs- ale tacy też się zdarzają a ja chciałabym wiedzieć że ktoś czuwa nad tym żeby konwent także dla mnie był udany.
 A tak...nie czułabym się tam bezpiecznie, skoro orgowie o istnieniu uczestniczek konwentu zapominają juz na etapie promocji. Nie wiadomo będzie, jak z obecnością kobiet poradzą sobie już na miejscu. Obawiam się że jeszcze gorzej.
(Słusznie mi się wydawało. radzę zajrzeć do tej notki po więcej informacji. Zgroza.)

Więc- gratuluję odpowiedzialnym za to osobom za strzał w stopę. Rację ma pewien komentator: konwenty to zabawa. Radziłabym więc wyjść z podstawówki i zrozumieć że rozmawianie i zabawa z dziewczynami to nie żaden obciach. Ja w tym roku na Pyrkon nie jadę, z zabawy wykluczono mnie już na starcie.

PS. Pardodia tego nieudanego spotu:
informacje nieoczywiste